sobota, 16 lipca 2011

Serge Lutens La Myrrhe

Wall of sound, wall of smell

Mydlane aldehydy, aldehydowe mydło, żar aldehydów, anyżowy snop światła, drapieżny jaśmin w kolorze nuklearnej purpury. Czy nie wspominałem już o aldehydach?...

Tytułowej mirry tu jak na lekarstwo. Trwa biedna i stłamszona pod zwałami marmurowych bloków wyciosanych z aldehydowej kopalni, oślepiona anyżową bielą. La Myrrhe to moja pierwsza i póki co największa trauma na zapachowej drodze poznawczej.

Pierwszy raz w życiu po otwarciu próbki jej zawartość wycisnęła mi z oczu łzy. Bynajmniej nie z estetycznego zachłyśnięcia. Piszę ku przestrodze, żeby nie polować na próbkę mocno pożądanego zapachu. W pewnych sytuacjach traumatyczne spotkanie z mocarnym wyciskaczem łez i rozczarowanie są murowane. A może właśnie dlatego warto.

Wall of sound to koncept producenta muzycznego Phila Spectora, w ten sposób została nagrana płyta Leonarda Cohena Death Of A Ladies' Man. Album Cohena broni się swoimi tekstami, jednak sam pomysł na taki styl nagrywania zmarł śmiercią naturalną.


Wg mnie na La Myrrhe składają się: aldehydy, anyż, kmin, jaśmin, mirra.  
z kronikarskiego obowiązku, bo trudno mi odnaleźć którekolwiek z poniższych:
Christopher Sheldrake, 1995
mandarynka, jaśmin, lotos, mirra, miód, migdały, pieprz, sandałowiec, ambra, piżmo
nuty z Fragrantica

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń